Masz czasami tak, że wstajesz rano i wszystko się wali? Dosłownie wszystko. Dziś był taki dzień. Sprawdziłam nawet w kalendarzu, czy może zapomniałam o piątku trzynastego, szukając (nie)racjonalnego wytłumaczenia dla tych wszystkich nieszczęść.
Nie. Nie zapomniałam. Ani dziś trzynasty, ani piątek. Po prostu coś najzwyczajniej w scenariuszu pisanym przez Tego Na Górze (o ile istnieje) poszło nie tak. Może też miał kiepski dzień i postanowił się wyżyć na nieświadomej niczego mnie, wpisując w moje kwestie wszelkie możliwe kataklizmy? Może chciał nakręcić odcinek o hiobowych wieściach, tyle że we współczesnej nam wersji? Tego nie wiem. Wiem jedynie z
autopsji, że słowo FATUM dla dzisiejszego dnia brzmi zbyt delikatnie.
źródło: pinterest.com
Przede wszystkim znany i przeklinany wśród studentów system. USOS się nazywa. Jakkolwiek by ten skrót nie rozwijać, jest on dosłownym utrapieniem i źródłem nerwów. Dziś Pan USOS zażyczył sobie, żeby nie zapisać mnie na zajęcia. Bo nie. Taki miał kaprys.
Okej.
Potem słup. Wyrósł mi wprost przed nosem. Dobrze, że człowiek w strapieniu chodzi powoli, bo wylądowałabym na chirurgii.
Potem masa innych zdarzeń, o których pisać tu nie zamierzam, bo na tym blogu pesymizm jest zabroniony.
Powiem tyle: Dziękuję, że za kilka godzin zacznie się nowy dzień. Kolejna czysta kartka do zapisania. Kto wie? Może nawet nowiuteńki rozdział rozpocznę?
Tym oto pozytywnym akcentem kończę i życzę, by Wasze scenariusze były bogate tylko w szczęśliwe zdarzenia.