Wypad do Kolonii mogę zaliczyć do udanych. Co prawda tym razem pogoda nie dopisała, ale na inne atrakcje nie mam co narzekać :)
Spacer w chmurach jak zwykle obfitował w pozytywne emocje.
Monumentalna katedra to na pewno numer jeden na liście obiektów do odwiedzenia w Kolonii.
Pan-Nie-Z-Tego-Świata, który grał niemalże na wszystkim. I w tym samym czasie miarowo ruszał nogą uruchamiając tym samym kukiełkowy teatrzyk.
Sklepy Lacoste i Svarowskiego, a pod nimi osoby czekające na jałmużnę.
Wnętrza katedry. Najwięcej zachwytu budziły we mnie smukłe sklepienia i różnobarwne witraże. No i organy zawieszone naprawdę wysoko.
Samojebka w lustrze - wystawa jakiegoś składziku z przeróżnymi skarbami.
Nadal nie ogarniam, dlaczego kopiec śmieci został zagrodzony. Czy nie łatwiej byłoby je po prostu wyrzucić? ;)
Po raz pierwszy w życiu zobaczyłam sterowca. Oczywiście, musiałam mu zrobić kilkanaście zdjęć (telefonem) i potem pluć sobie w brodę, że akurat nie zabrałam aparatu.
Spacerek brzegiem Renu.
I znów nie zabrałam aparatu. Tym razem na Koln Lichter - coroczny festiwal, którego punktem kulminacyjnym jest niesamowity pokaz fajerwerków. Coś wspaniałego!
No i relaks :) i spacery po Primarku. To by było na tyle relacji z Kolonii :) Miasto dość przyjemne, istna mieszanka kulturowa. Tolerancja, dość przyjazna atmosfera - tak to odebrałam. Warto odwiedzić :)
Byliście kiedyś w Kolonii? Co jeszcze warto tam zobaczyć?