Zapraszam na drugą część relacji po Sequoia National Park. Tak jak wspominałam w ostatnim poście, po pierwszym dniu wyprawy udaliśmy się do Three Rivers na nocleg.
Zaskoczeniem okazał się być dla mnie fakt znalezienia w szufladzie nocnej szafki Biblii.
Podobno w Stanach to dość powszechne zjawisko, w niemal każdym hotelowym pokoju znajdziemy Pismo Święte. Będąc później w San Francisco nie omieszkałam tego sprawdzić. Ale wróćmy do poranka w Comfort Inn. Śniadanie było typowo amerykańskie: kiełbaski, jajecznica, płatki kukurydziane, fasola oraz mnóstwo słodkości, od rogali, po ciasta. Można było również upiec sobie gofra. Owoców nie było, warzyw też. Niesamowity był widok jedzących Azjatów, a raczej ich stolików, na których te słodkości dosłownie się nie mieściły. Na sam widok można było dostać cukrzycy ;)
A poniżej już powrót do Sequoi.
I droga na wiszącą skałę. Widoki były niesamowite!
A niżej już droga powrotna i przejazd między rodzinką sekwoi.
I uroczy jelonek przy drodze.
Los Angeles powitaliśmy już w zmierzchu, ale nie żałowaliśmy tych 250 mil, bo widoki były warte przejechania każdej odległości :)