Nadeszła pora na odkładane relacje z podróży do Stanów, a właściwie do jednego - Kalifornii. Zacznę od dość nieoczekiwanego, bo od wizyty w zaśnieżonym Sequoia National Park. Kalifornia kojarzy się przede wszystkim ze słońcem i ciepłą bryzą, tak też najczęściej było.
Średnia temperatura podczas mojego miesięcznego wyjazdu wynosiła 23-24 stopnie Celsjusza, deszcz padał tylko raz (przez jakieś 20 minut). Możecie więc sobie wyobrazić moje zdziwienie, kiedy przed wyprawą do Sequoi sprawdzaliśmy prognozę pogody. Śnieg i 2-3stopnie. Zmartwione i zapobiegliwe ciocia z kuzynką pożyczyły mi urocze Uggi, kurtkę, czapkę, rękawiczki i szalik. Z takim ekwipunkiem można było wyruszyć i na biegun północny. Plan był jednak mniej ekstremalny - mieliśmy pojechać z wujkiem ok.250 mil do Sequoia National Park, zobaczyć te "tytułowe" sekwoje, pospacerować, następnie wrócić do Three Rivers na nocleg, by następnego dnia wrócić do Parku i wspiąć się na wiszącą, monumentalną skałę. Jak zaplanowaliśmy, tak też zrobiliśmy, co możecie obejrzeć na poniższych zdjęciach :)
Uwielbiam te drogi, bary i stacje benzynowe pośrodku niczego! Góry, pola, pustynie...
Wszędobylskie flagi amerykańskie :) A poniżej już widoki z wjazdu do Parku. Droga na górę jest kręta i dość długa (wjeżdża się około 45 minut). Za to bardzo malownicza.
Jest i wisząca skała :)...
... i sekwoje :)
No i obiecany, zaskakujący śnieg. Wielu turystów przyjeżdżało na górę w krótkich spodenkach, by po 5 minutach schować się do samochodu i wracać na dół.
Ktoś nawet ulepił bałwanka.
Niestety nie widzieliśmy żadnego niedźwiedzia, prawdopodobnie zapadły już w sen zimowy.
Tu już podczas zjazdu w dół do Three Rivers.
Zauroczyły mnie śmieszne łyse drzewka z dziwnymi owocami :)
Tak minął pierwszy dzień w Sequoia National Park :) na dniach wrzucę zdjęcia z wiszącej skały. Stay tuned!