czwartek, 10 września 2015

Kraków jeszcze nigdy tak jak dziś...


Nad Krakowem zebrały się ciemne chmury i wszystko wskazywało na to, że lunie ulewny deszcz. Tymczasem świat nam sprzyjał i zaczęło padać dopiero, gdy przekroczyliśmy próg Polskiego Busa, by wrócić do Wrocławia. Kraków to miejsce, do którego wracam z sentymentem już piąty raz. Tegoroczny wyjazd miał jeden konkretny cel: zdobyć wizę do USA. No i... udało się! Po całym tym stresie związanym ze spotkaniem z konsulem trzeba było odreagować i po prostu świetnie się bawić!



Urokliwy balkonik z widokiem na Gołębią :) szkoda, że było zbyt zimno i wietrznie, by na nim dłużej posiedzieć.


Na Gołębiej 3 zjedliśmy pyszny i niedrogi obiad, zupa krem z pomidorów i cukinii była pyszna!


Wieczór przed interview - trzeba było odstresować się przy dobrym napitku ;)


Do Krakowa warto przyjechać między innymi po to, by zgubić się w tych wszystkich bramach z uroczymi kawiarenkami i knajpkami.Właściwie każda z nich czymś się wyróżnia.


Słynna głowa na Rynku mrugnęła do nas jednym okiem ;)


Zasłodziliśmy się w Hard Rock Cafe - pyszne ciasto marchewkowe i sernik oreo - polecam ;)


A poniżej już drugi dzień naszej podróży. Stres minął, została tylko radość z wizy i zbliżającej się perspektywy wyjazdu do Stanów. Nastrój więc był idealny na eksplorację tajemniczych zakątków Krakowa.




Wspominałam już, że było bardzo wietrznie? 


Floriańska. Przyzwyczaiłam się już, że we wszystkich miejscach, w których akurat mam ochotę coś zwiedzić trafiam na kartkę - zamknięte z powodu remontu ;)


Barbakan, który za pierwszym razem wydał mi się ogromny (miałam 10 lat), dziś przypomina mi budowlę z LEGO.


I kolejne kawiarniane ogródki.



Skręcający samolot ;)


Czy te dziedzińce wykorzystane przez knajpki nie są piękne? 


Pijesz kawę, jesz obiad, a potem patrzysz w górę i widzisz to:


Ogród Profesorski na Uniwersytecie Jagiellońskim.


W oczekiwaniu na hejnał. Wy też macie ciarki?
 


No i Kazimierz. Synagogi, kamienice i pyszne zapiekanki ze szczypiorkiem.








I znów na Rynku. Posłuchaliśmy ulicznych grajków szwendając się bez celu i czekając na autobus.


Znaleźliśmy przy okazji klucz ;)


Idąc na dworzec przeszliśmy przez Galerię Krakowską, która przywitała nas czerwonymi lampionami.


Potem już tylko podróż autobusem zapłakanym deszczem i Wrocław.
Do Krakowa wrócę jeszcze nie raz - jestem pewna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cieszę się, że jesteś! Byłoby wspaniale, gdybyś zostawił po sobie jakiś ślad. Konstruktywna krytyka jak najbardziej pożądana. Spamy odsyłam pocztą do ich autorów. Uwierz, że odnajdę Cię bez wrzucania linków do Twojego bloga pod każdym moim postem.